Apetyt na Europę

Podziel się

Różowe okulary czy pragmatyzm?


Polacy wierzą w dobroczynny wpływ Unii Europejskiej na swoje życie. Jednak w tej wierze są obecnie osamotnieni. Niemcy czy Francuzi wykazują dużo większy sceptycyzm.
 
     Kiedy na początku polskiej prezydencji w Radzie UE w 2011 Donald Tusk wygłosił w Parlamencie Europejskim płomienną mowę, w której podkreślał, że Unia Europejska ma wartość samą w sobie i należy o nią dbać, duża część sali powstała z owacjami. Niemiec z frakcji socjalistów - opozycyjnej wobec grupy politycznej Tuska, Martin Schulz powiedział wówczas: „Słyszeliśmy wielką mowę”. Wielu europosłów ucieszyła  wiara polskiego premiera w wartość Europy. Kilka miesięcy później przemówienie Radosława Sikorskiego w Berlinie, także wołające o jedność i pogłębianie integracji oraz mocno akcentujące jej znaczenie, spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez niemieckie elity. Słowa, które padły z ust polskich polityków nie były pustymi, wyznawanymi jedynie przez nich, frazesami. O dużej wartości projektu pod nazwą wspólna Europa Polacy jako społeczeństwo są bowiem zdecydowanie przekonani.
 
Unia jest coś warta
 
      Kiedy, jak wynika z badań Fundacji Bertelsmanna i TNS Emnid, ledwie połowa Niemców (52%) czy Francuzów (54%) dostrzega osobiście korzyści z członkostwa ich kraju w UE, profity takie widzi dwie trzecie Polaków (65%). Odwrotnie zaś – o tym, że bez Unii żyłoby się im lepiej, przekonani są głównie Niemcy (49%). Ponad trzy czwarte Polaków (76%) stwierdza natomiast, że życie to byłoby gorsze. Oni także sądzą, że bez członkostwa w Unii ich szanse na rynku pracy wcale nie byłyby lepsze. Podczas gdy absolutna większość Polaków popiera swobodne przekraczanie granic wewnątrz UE bez konieczności pokazywania paszportu (92%), opowiada się za tym około 60% społeczeństw dwóch pozostałych badanych państw. Polacy wierzą też, że proces jednoczenia Europy będzie postępował (41% wobec 34% Niemców i 33% Francuzów). Wyraźnie więc widać, że Polacy różnią się od społeczeństw krajów założycielskich Wspólnoty. Francuzi czy Niemcy entuzjazm wobec integracji wyrażają o wiele rzadziej.
 
Co by było gdyby…
 
     Przyglądając się odpowiedziom, trudno nie pokusić się o refleksję, że dla badanych Francuzów oraz znacznej części Niemców część pytań jest czysto hipotetyczna. Niemiec (z wyjątkiem tego ze Wschodu) czy Francuz ma prawo bowiem już nie pamiętać, jak to jest, gdy granice są zamknięte, a zjednoczona Wspólnota to „ci inni”. Natomiast zdecydowana większość ankietowanych Polaków doskonale kojarzy czasy kolejek na granicach oraz życie poza Unią. Rozumie w związku z tym, co oznacza ewentualna zmiana – nieistnienie Unii czy kontrole paszportowe. I tej zmiany nie chce.
 
Polskie różowe okulary?
 
     Oczywiście polskie odpowiedzi  mogłyby wydawać się typową naiwną wiarą w sukces integracji. Wymarzone członkostwo, gdy wreszcie nadeszło, nie może być wszak złe, a pożądana integracja zmierzać ku upadkowi. Polskie zachłyśnięcie się UE, profity czerpane z unijnych funduszy nie powodują jednocześnie, że Polacy snują głębszą refleksję nad przyszłością Wspólnoty. Wręcz odwrotnie - nie mają wizji rozwoju Unii, nie inicjują reform. Trochę to syndrom nowego członka delektującego się bezrefleksyjnie faktem, że wreszcie jest wewnątrz. Ale po ponad ośmiu latach przynależności do klubu czas się z tego błogiego transu otrząsnąć. Także w Polsce konieczna jest debata.  O jej braku świadczy chociażby fakt, jak często Polacy – na tle Niemców i Francuzów - nie umieją, w przywoływanym badaniu, na wiele pytań na temat Europy udzielić odpowiedzi (odpowiedź „trudno powiedzieć” wybiera kilkanaście procent z nich, gdy w dwóch pozostałych przypadkach jest to jeden lub kilka procent).
 
Jesienna debata o Europie
 
     Dotarcie z przekazem do społeczeństwa jest zadaniem niełatwym i nie przyniesie efektów szybko. Z inicjatywami wyjść muszą elity polityczne. I tu, wreszcie, zaczyna coś się dziać. Na listopadowym wystąpieniu rok temu w Berlinie, ale, co jeszcze ważniejsze, na niemieckiej konferencji ambasadorów w ostatnich tygodniach i w wywiadzie dla niemieckiego dziennika FAZ, Radosław Sikorski zaproponował konkretne reformy Unii Europejskiej. Na łamach Rzeczpospolitej Krzysztof Szczerski zapowiada zaprezentowanie pomysłów PiS na ten temat. W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej rozważania o przyszłości Polski w Europie prowadzą viceminister Piotr Serafin, obecny sędzie Europejskiego Trybunału, Marek Safjan, a do debaty zachęcają dziennikarze Tomek Bielecki i Jacek Pawlicki. To dobre znaki, że nad Wisłą ma szansę toczyć się debata, jaki jest polski pomysł na Unię i polską obecność w niej. Pozostaje jedynie wierzyć, że nie będą to dwa monologi, lub, co gorsze, wzajemne przekrzykiwanie się, dalekie od merytorycznych argumentów. Obie strony powinny brać w tej dyskusji także pod uwagę nastroje społeczne. A te, jak widać z badań, są jednoznaczne – Polacy wyrażają zadowolenie z członkostwa w silnej, pogłębiającej integrację Unii.
 
Zbyt ostry krytycyzm?
 
     Niepokoi, że część pozostałych Europejczyków tej wiary nie podziela w podobnym zakresie. Nie wolno się jednak tym krytycyzmem pozostałych dać zarazić. Przyglądając się niemieckiej debacie, można bowiem odnieść wrażenie, że często prowadzi ona do niepotrzebnego dzielenia włosa na czworo i szukania problemów tam, gdzie ich nie ma, zbytniego sceptycyzmu. Tym bardziej, że społeczeństwa zachodnie, od lat przywykłe do dobrobytu, o wiele ciężej godzą się z faktem kryzysu. Kryzysu, który wprawdzie Polski akurat tak bardzo nie dotknął, ale sam w sobie nie stanowi dla Polaków aż takiego novum. Nie bez racji Tusk w Parlamencie Europejskim z optymizmem mówił: „My, w Polsce, już gorsze kryzysy pokonaliśmy”.
     Czy można się więc dziwić, że Niemiec, który, w jego – jednak błędnej - opinii, płaci za wyciąganie kolejnych krajów z finansowych opałów, odpowiada że bez euro (65%) i Unii Europejskiej żyłoby mu się lepiej? Można, gdyż tak naprawdę jak na razie niemiecki obywatel nic nie płaci – niemiecki rząd jedynie gwarantuje pożyczki. Natomiast niemiecka gospodarka cały czas bardzo zyskuje na istnieniu wspólnej waluty, zarabiając na tym kilka miliardów euro rocznie. Szkoda, że, jak widać, przeciętny Niemiec o tym nie wie. Podobnie można zrozumieć obawy Francuza przed otwieraniem granic, kiedy na francuskich ulicach widać tak wielu migrantów. Ale i tu oceny nie są tak czarno-białe, gdyż odejście od zasad Schengen wcale nie rozwiąże automatycznie problemu migracji.
 
Europa – już „my” czy nadal „oni”?
 
     Spośród trzech społeczeństw to Polacy najbardziej wierzą w istnienie europejskiego stylu życia (66% wobec 44 % Niemców i 26% Francuzów). To oczywiste, bo przecież przez lata marzyli o tym, aby był on polską rzeczywistością. To do niego wzdychali, myśląc o Zachodzie. Pytaniem pozostaje, czy dla Polaków Europa nadal jest marzeniem, czy też już codzienną rzeczywistością. Cytowane badanie Fundacji Bertelsmanna wskazuje, że Polacy coraz bardziej czują się częścią tego elitarnego klubu i są przekonani o wartości Europy. Są dumni z bycia w środku i dlatego tak bardzo nie chcą podziałów we Wspólnocie – podziałów, które znowu mogłyby ich wykluczyć.
Polska wiara i entuzjazm, tak widoczna na tle innych europejskich społeczeństw, są teraz Europie potrzebne bardziej niż zwykle. Czas, aby je mądrze wykorzystać, inicjując w Unii zmiany.

Tekst napisany wspólnie z Corneliusem Ochmannem - ekspertem z niemieckiej Fundacji Bertelsmanna.

 
Dane liczbowe wykorzystane w tekście pochodzą z badania przeprowadzonego przez Fundację Bertelsmanna i TNS Emnid „Wartość Europy” w lipcu br. na reprezentatywnej grupie Niemców, Polaków i Francuzów. Omówienie wyników dostępne na: : www.bertelsmann-stiftung.de [de] oraz na poprzednim wpisie Agnieszki Łady

Zapisz się do newslettera
Newsletter