Apetyt na Europę

Podziel się

Na tropie greckiego kryzysu


 Niemcy nie chcą wyrzucać Grecji ze strefy euro. Wolfgang Schaeuble i Angela Merkel właśnie po raz kolejny to potwierdzili. Ale gdy się widzi tamtejszy przerost zatrudnienia oraz ceny odstraszające turystów, trudno nie pytać o plany reform.

Gdzie ten kryzys?
     Ateny dwa dni po wizycie Angeli Merkel. Miasto wygląda jakby żyło się zupełnie normalnie i spokojnie. W centrum weterani składają wieńce na jakiejś uroczystości, obok handlarze oferują pocztówki, a lokalni emeryci grają w karty w miejscowym parku. Drogie sklepy nadal nęcą luksusowymi towarami, a spasione psy biegają samopas po skwerach. Ale już dwie ulice dalej kolejna demonstracja. Kordony policji otaczają okolice parlamentu, a związkowcy wznoszą niezadowolone okrzyki. I jak przypatrzeć się dokładniej, to wyraźnie widać, że niektóre witryny sklepowe są puste, w restauracjach nie ma tradycyjnych tłumów, a przy drogach nie widać zbyt wielu kolorowych bilboardów. W czasach kryzysu na reklamie się oszczędza a prywatne butiki upadają.

- Kryzys? Tak, oczywiście, że się go czuje i widzi. Moi rodzice zwykli 3-4 razy w tygodniu wychodzić na kolacje do przyjaciół lub do restauracji, teraz mało kto zaprasza lub spotyka się wieczorem w knajpie. Zamożni znajomi przestali posyłać dzieci do prywatnych szkół. A ja zmieniam samochód na ekologiczny – bo zapłacę mniejsze podatki, tłumaczy mi dziewczyna pracująca w ateńskim think tanku Eliamep. Tam kryzysu nie widać może tak znacząco, bo jako prywatna organizacja zawsze i tak musieli walczyć o granty i oszczędnie gospodarować środkami. Ale i analityków dotknęły około dwudziestoprocentowe cięcia pensji. Sektor prywatny obniżył je tak samo mocno jak publiczny. Poza tym doszły zwolnienia – z pustoszejących lokali zwalniani są kelnerzy, zamykane sklepy wysyłają na bezrobocie – zasady rynku w sposób oczywisty działają.

Jest co zmieniać
     Ale to państwowe przedsiębiorstwa i administracja najbardziej potrzebują zmian. Tajemnicą poliszynela jest, że urzędnicy poza pensją otrzymują cały pakiet dodatków. W publicznych zakładach miesięczne wynagrodzenia są niebotycznie wysokie i wypłacane…. 16 razy w roku. Nic dziwnego, że ich pracowników stać było na eleganckie wille i drogie wakacje. Boli więc, gdy nadeszły cięcia i trzeba ograniczyć wydatki…
     Ale nie o same cięcia pensji tu chodzi. Nie potrzeba daleko patrzeć, aby widzieć, co należy zreformować. Przy wejściu na dziewiętnastowieczny olimpijski stadion siedzą cztery osoby. Jedna sprzedaje bilety, druga je kasuje, trzecia wydaje audioguidy a czwarta… właściwie nie wiadomo, po co tam siedzi. Ten cały zespól obsługuje… pięcioro gości, którzy akurat zwiedzają arenę igrzysk. W czasach turystycznego tłoku, w godzinach szczytu wystarczyłyby co najwyżej dwie osoby z obsługi… Jeszcze „lepiej” jest przy wejściu na Akropol. Zainstalowano tam – zapewne z funduszy unijnych – eleganckie bramki, które otwierają się przy przyłożeniu elektronicznego biletu. Ale do czytnika przykłada je nie odwiedzający, tylko …. stojąca obok bileterka…
     Można oczywiście się ucieszyć, że przynajmniej są ci turyści, którym kasuje się wejściówki. Ale i oni nie będą płynąć masami, skoro ceny w restauracjach są o połowę wyższe niż np. w Portugalii, a benzyna kosztuje więcej niż w Niemczech.
     Grecja ma więc jeszcze przed sobą wiele wyrzeczeń. I, jak przewidują eksperci, nie należy spodziewać się szybkiej poprawy sytuacji. Konieczne reformy, jeśli zostaną wprowadzone, efekty przyniosą za dwa do kilku lat. Na razie Angela Merkel jak i Wolfgang Schaeuble jasno jednak mówią, że Grecji nie zostawią na pastwę losu i nie będą dążyć do jej wykluczenia ze strefy euro. To jest ważny i konkretny sygnał. Oby i z Aten płynęło coraz więcej podobnych – konkretnych i ważnych - informacji o podejmowanych reformach.
 
Powyższe zdjęcia pochodzą z prywatnego zbioru Autorki. Data i miejsce wykonania: 12 października 2012 roku, Ateny.

Zapisz się do newslettera
Newsletter