Apetyt na Europę

Podziel się

Media a relacje polsko-niemieckie czyli jak stałam się podmiotem polsko-niemieckich medialnych pomyłek


Dla analityka zajmującego się relacjami Polska-Niemcy i śledzącymi rolę mediów w ich tworzeniu to bardzo ciekawy case study, gdy nagle samemu staje się człowiek, zupełnie niechcący, podmiotem (a może przedmiotem?) ich działania.  

     „Coś ty tam naopowiadała w niemieckich mediach?”, zapytali mnie niedawno znajomi, nieznający języka Goethego, „czy aż tak jest źle w naszych relacjach z Niemcami?” Hm, ciekawe pytanie, bo dla niemieckich mediów nie wypowiadałam się ostatnio jakoś specjalnie kontrowersyjnie, wręcz odwrotnie. Moje badania pokazały, że we wzajemnych stosunkach wiele dobrego się dzieje (choć nie omieszkałam wykazać i niedociągnięć), a Polacy to doceniają i chwalą niemiecką politykę europejską. I tak tez mówiłam. Głosy zdziwienia (którym ja się z kolei nie dziwię!) pojawiające się z różnych kręgów zainspirowały mnie do przeprowadzenia dochodzenia. I nagle okazało się, że muszę zastosować jakże znane mi narzędzie, zwane elegancko „analizą zawartości mediów” na swoim własnym przypadku! Bardzo kształcące, trzeba przyznać, być jednocześnie badającym i badanym!
     A oto jego rezultaty – dziele się nimi chętnie, bo pokazują, jak drobne nieścisłości mogą wpłynąć na obraz relacji polsko-niemieckich!
     Wszystko zaczęło się od tekstu w „Die Welt”. Wprawdzie nie miałam okazji poznać jego autora, a co dopiero z nim rozmawiać, ale to nie przeszkodziło mu mnie zacytować. Oczywiście nie mam z tym problemu – raczej ucieszyłam się, ze niemieckie gazety zwracają uwagę na opinie polskich analityków. I mimo że nie autoryzowałam tych cytatów, pod większością (choć nie pod wszystkimi!) z nich mogę się podpisać w przedstawionym kontekście. Gorzej już z cytowaniem tych cytatów w polskich wersjach językowych. W streszczeniu umieszczonym na stronach polskiej redakcji Deutsche Welle uwzględniono bowiem tylko niektóre z moich wypowiedzi (jak to w mediach bywa, te bardziej krytyczne lub w kontekście mniej pozytywnym), a w niektórych przypadkach w tłumaczenie wkradł się błąd. Cóż, zdarza się. Każdy, kto pisze i tłumaczy teksty wie, że takie gafy czasami się pojawiają. Ale oczywiście to właśnie te błędne zdania podchwyciły polskie portale. I oczywiście na ich doniesienia powoływali się potem znajomi. Nagle okazało się, że krytykuję, umniejszam polską rolę w relacjach z Niemcami i negatywnie je postrzegam. Czyli dokładnie odwrotność tego, co zwykle podkreślam, a co wychodzi z moich badań – tych dotyczących konkretnych przedsięwzięć w stosunkach polsko-niemieckich („Slogany czy konkrety?”) i Barometru Polska-Niemcy.
     To oczywiście nie jest wyjątek. A świadczy o tym chociażby … bardzo podobna sytuacja, mająca miejsce dokładnie (!) dzień później. Tym razem faktycznie rozmawiałam z korespondentem „Baedische Zeitung” . Wiele z tego, co zacytował to rzeczywiście wprost moje słowa (nie autoryzowane), choć komentarz umieszczony obok nich nie zawsze zgodny jest z moimi poglądami. I tym razem sytuacja się powtarza – w streszczeniu Deutsche Welle brak cudzysłowu czy umieszczenie mojego nazwiska obok komentarza dziennikarza, może wskazywać, że to ja prezentuję daną opinię. Co gorsza, streszczenie polskie zostaje jeszcze skrócone przez polskie portale i nagle wychodzi, że powiedziałam coś zupełnie kosmicznego i tak negatywnego, że nawet nasza PRówka jest porażona negatywnym wydźwiękiem. A to ona zwykle narzeka, jak mamy zbyt pozytywne  opinie i wyniki badań, bo dobrymi wiadomościami nikt z dziennikarzy się nie zainteresuje. No to teraz włożono mi w usta tak negatywne i kontrowersyjne rzeczy, że nawet bardzo się starając je sama wymyśleć, nigdy bym na pewno nawet na nie nie wpadła. Cóż, świat opiera się niekiedy na skrajnościach ;-)
     Opisane losy moich własnych wypowiedzi (także niewypowiedzianych) stanowią doskonały przykład, jak wzajemne odniesienia się do siebie mediów po obu stronach Odry wywołują zupełnie błędne wrażenie i kreują fałszywy obraz relacji polsko-niemieckich. Nie raz już o tym pisałam, analizując polskie i niemieckie doniesienia medialne. Teraz sama stałam się bohaterką takiego procesu. Bardzo pouczające!
     Na koniec wypada dodać, że Deutsche Welle szybko i sprawnie poprawiła wskazane niedociągnięcia, za co dziękuję. Czy pozostałe portale „zaciągnęły” te nowe wersje już dochodzić nie będę. Nawet mój pedantyzm ma pewne granice ;-)  Pozostaje jedynie liczyć, że moje ulubione zdanie, jakie używam do komentowania doniesień medialnych o stosunkach polsko-niemieckich: „Pozytywne opinie szybko ulegają zapomnieniu, te negatywne i bulwersujące na długo pozostają w głowach” nie będzie miało zastosowania do tego casu, skoro wypowiedzi nie były moje.

Zapisz się do newslettera
Newsletter