Apetyt na Europę

Podziel się

Euro a sprawa polsko-niemiecka. Odcinek 6: Bajki się nie powtarzają


Niemcy podczas Mundialu 2006 ogarnęło radosne szaleństwo. Na ulicach powiewało tysiące flag. Nastąpił niespodziewany  wybuch uczuć narodowych. W Polsce ta niemiecka „Letnia Bajka” się nie powtórzyła, bo od lat nie mamy takich problemów jak sąsiedzi z podejściem do pojęć „naród” i „patriotyzm”.

Coś więcej niż piłka nożna
     Dla Niemców głośne kibicowanie na stadionach czy w pubach to nic nowego. Tłumy przy telewizorach przy piwie widać podczas większości meczów Bundesligi. Mimo wszystko, jak wspominał na jesieni 2006 roku ówczesny przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert: Czas Mistrzostw był czasem niezwykłym. Mistrzostwa otworzyły pewien wentyl, który był już częściowo rozwarty. To był czas radosnego patriotyzmu. Świat i sami Niemcy odkrył Niemcy na nowo – ale to nie był kilkutygodniowy fenomen związany z wielką imprezą. To zostało i zostanie - nawet jeśli flagi zostały już zwinięte. Co więc było takiego niezwykłego dla Niemców w tym czasie?
     Tą nowością podczas Mundialu było kibicowanie na placach, wspólnie z tysiącami innych z flagą narodową w ręku lub wręcz z twarzą wymalowaną na kolory czarno-czerwono-złote. Chorągiewki powiewały z okien, dachów samochodów, a nawet dziecięcych wózków w skali o wiele większej niż widzieliśmy ostatnio w Polsce. Mieszkańcy świętowali razem z przyjezdnymi, śpiewali na ulicach, jeździli w trąbiących korowodach po wygranym meczu. Dla przedstawicieli innych krajów takie zachowanie – olbrzymia radość z sukcesów własnej drużyny, a przede wszystkim jej publiczne wyrażanie, jest czymś naturalnym. Jednak, z powodów historycznych, w Niemczech tak wcześniej nie było. Odnosiło się wrażenie, że Niemcy cieszyli się nie tylko ze zwycięstw, ale i z odzyskanej, na nowo pobudzonej dumy i świadomości narodowej. To, co widzieliśmy na polskich ulicach ostatnio, zupełnie nie dorównywało tamtym nastrojom.

Skomplikowane dzieje niemieckiego patriotyzmu
     Niemcy od wieków mieli problemy z podejściem do takich pojęć jak patriotyzm czy naród. Lata powojenne były szczególnie trudne. Doświadczenia rządów Hitlera oraz późniejszy podział i rywalizacja bloków długo oddziaływały na postępowanie i myślenie. Stąd w zachodniej części dla podkreślania przywiązania do kraju używano pojęcia „patriotyzm konstytucyjny” – wyrażający wierność demokratycznym zasadom zapisanym w Ustawie Zasadniczej a nie narodowi. Dumnym można było być z sukcesów gospodarczych, ale nie z samego faktu bycia Niemcem. Tego nie wypadało z uwagi na przeszłość.
     W ostatnich latach wiele się jednak zmieniło. Bezpośrednie powiązania z okresem narodowego socjalizmu są, pod wpływem czasu, coraz słabsze – kolejne generacje mogą mieć do swojego kraju już normalny stosunek. Toczone przez lata dyskusje o historii, ale i te najnowsze – na temat wzrostu poparcia dla radykalnej prawicy, imigracji czy roli Niemiec w Europie stworzyły miejsce na szerszą debatę na temat podejścia do patriotyzmu i świadomości narodowej. Tuż przed Mistrzostwami na półkach niemieckich księgarni pojawiało się coraz więcej książek, definiujących patriotę i opisujących, często ze sporym dystansem i autoironią, niemieckie cechy charakteru.
     To wszystko przygotowało podłoże pod przełom, jaki nastąpił w Niemczech podczas Mistrzostw Świata w piłce nożnej 2006, gdy Niemcy zaczęli na nowo powiewać flagami i spontanicznie śpiewać hymn. Pękli jakby pod wpływem ogólnego radosnego nastroju, spontaniczności przyjezdnych oraz, co nie bez znaczenia, zwycięstw swojej drużyny (Niemcy doszły do półfinału).
     Oceniając czas Mistrzostw Świata oraz panujący podczas nich nastrój, eksperci podkreślają, że Niemcy wróciły do normalnego podejścia do takich zagadnień jak patriotyzm i duma narodowa. Volker Kronenberg, niemiecki ekspert od lat badający fenomen patriotyzmu, uważa, że nagły jego przypływ nie był jedynie jednorazowym wydarzeniem związanym ze sportem, lecz wynikiem dłuższego procesu. Poprzednie rozgrywki nie wywoływały bowiem takiego narodowego entuzjazmu.

Wcześniej też zwyciężano
     Nastrój z 2006 roku porównywany bywał do atmosfery roku 1954, kiedy drużyna narodowa RFN niespodziewanie wygrała Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Szwajcarii. „Cud z Berna” stał się punktem zwrotnym w ówczesnym postrzeganiu kwestii dumy narodowej. Pierwszy raz po wojnie Niemcy mieli uczucie: „jesteśmy znowu kimś”, wyrażali swoją przynależność narodową, ciesząc się z wygranej jedenastki. Wówczas, mimo że pozwoliło to na poczucie jedności oraz wspólne świętowanie, było jednak za wcześnie, by mówić o patriotyzmie lub by wydarzenie przyniosło zasadnicze zmiany. O problemach i obawach wykorzystania zwycięstwa do źle pojętych celów narodowych świadczyła choćby nieobecność czołowych niemieckich polityków na meczu i podczas powrotu drużyny do Niemiec (Zachodnich). Także wygrana w 1974 roku we własnym kraju nie przyniosła aż takiej euforii. Inna sytuacja była podczas meczu w 1990 roku, kiedy Niemcy przygotowywali właśnie zjednoczenie, a politykom zależało na głosach w wyborach, więc często widziani byli na trybunach. Znaczenie miało przede wszystkim zwycięstwo wspólnej niemiecko-niemieckiej drużyny. Jednak to dopiero rozgrywki w 2006 roku spowodowały tak znaczące zmiany.

Sport dźwignią handlu
     Oczywiście w takich przypadkach powstaje pytanie, czy nastrój nie został sztucznie podsycany przez biznes. Sprzedaż gadżetów w barwach narodowych (nie tylko tak „zwykłych” jak T-shirty czy czapeczki - przebojem była czarno-czerwono-złota pościel) idealnie rozkręcała spiralę popytu. Elementy psychologii i marketingu zadziałały bezbłędnie. Ale i tu trzeba podkreślić – wcześniej ten biznes o narodowym podłożu jednak nie kręcił się tak dobrze. Trzeba było dopiero zejścia się wielu wspomnianych czynników, aby machina zadziałała.

I tak liczy się zwycięstwo
     Całość uzupełniło jeszcze jedno. Niezależnie od całego procesu kształtowania się narodowej świadomości, zachłyśnięcia się spontanicznością przyjezdnych czy od ubijania dobrego interesu, wybuchu patriotycznych uczuć by nie było, gdyby nie kolejne zwycięstwa niemieckiej reprezentacji. Przed Mistrzostwami nie bardzo spodziewano się większych sukcesów. Tymczasem „jedenastka Klinsmanna” (Jürgen Klinsmann był ówczesnym trenerem reprezentacji narodowej Niemiec) dotarła aż do półfinału – z jednej strony pchana powiewającymi flagami, z  drugiej strony – w ten sposób właśnie je nadymająca. Ale o zmianie zaszłej jednak głębiej niż tylko na potrzeby zwycięstw, może świadczyć fakt, że i po porażce narodowa zabawa trwała nadal – aż do zakończenia Mundialu.

A co pozostało na dłużej?
     Jednak już kilka tygodni po Mistrzostwach na ulicach nie było po nich widać śladu. Place z telebimami sprzątnięto, a flagi schowano do szaf. Ale jednak coś pozostało. Coś więcej niż tylko wspomnienie „Letniej Bajki”, nadal żywe w niemieckim społeczeństwie. Niemcy nie mają już takich problemów z ujawnianiem dumy narodowej czy patriotyzmu, jak mieli przez długie lata po 1945. Te flagi z szaf można łatwo wyjąć, aby znowu otwarcie zademonstrować swoje zdrowe i normalne przywiązanie do drużyny narodowej, a przez to i kraju. I część tych wyciągniętych na nowo niemieckich flag zobaczyliśmy na Ukrainie i w Polsce.

Powtórka z Bajki?
     Aż do półfinałów czas Euro znowu pozwolił Niemcom na głośne – choć oczywiście nie w takiej skali jak podczas mistrzostw we własnym kraju - wyrażanie narodowej dumy i radości, gdy ich drużynie udawało się pokonywać kolejnych przeciwników. Polaków aż takie szaleństwo jak Niemców w 2006 roku nie ogarnęło, choć bawiliśmy się, i dobrze!, świetnie, nawet mimo niepowodzenia polskiej reprezentacji. Bajki bywają podobne, ale się tak łatwo nie powtarzają.



Zapisz się do newslettera
Newsletter