Apetyt na Europę

Podziel się

Polak w unijnym gąszczu


Poznając europejską stolicę, w sposób naturalny stawiam sobie pytanie, jak wielu Polaków spotkam na unijnych korytarzach. Zanim zbadam sprawę bezpośrednio, odpowiedź podrzuciła mi sama Komisja Europejska. Z ogłoszonego przez nią niedawno raportu wynika, że Polacy są coraz liczniejszą grupą w tej instytucji. W komunikacie prasowym Komisja podaje, że „w końcu okresu przejściowego (31 grudnia 2010 r.) przekroczyła swoje założenia w zakresie rekrutacji pracowników z 10 państw członkowskich, które dołączyły do UE w 2004 r. (…). Pomiędzy 1 maja 2004 r. a końcem 2010 r. Komisja zatrudniła 4004 urzędników i pracowników na czas określony z Cypru, Estonii, Litwy, Łotwy, Malty, Polski, Republiki Czeskiej, Słowacji, Słowenii i Węgier, co stanowi dużo wyższą liczbę niż zakładane pierwotnie 3508 osób.” Wykonano więc 114% normy, co z pewnością jest dla Komisji powodem do zadowolenia.
     Według planu, liczba 3508 osób miała stanowić ok. 16% łącznej liczby stanowisk istniejących przed rozszerzeniem. W przypadku stanowisk kierowniczych stosowany miał być system proporcjonalnego przyrostu. Ponad to zatrudniony miał być przynajmniej jeden dyrektor generalny lub jego zastępca z każdego z państw UE-10. Tak też się stało.
     Przyglądając się jednak wykorzystaniu przyznanej puli przez Polskę aż tak zadowolonym być już nie można. Wprawdzie Polak zatrudniony jest na stanowisku Dyrektora Generalnego w Dyrekcji ds. Edukacji i Kultury oraz Zastępcy Dyrektora Generalnego w Dyrekcji ds. Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich, ale wykorzystanie przez Polskę limitu miejsc na stanowiskach kierowniczych wynosi 69%. Całkowity stopień wykorzystania puli dla obywateli Polski w Komisji Europejskiej to natomiast 89,4%.
     Nadal niedoreprezentowani Polacy są w Parlamencie Europejskim, gdzie nie ma systemu kwotowego, który zapewniałby urzędnikom z krajów, które przystąpiły do UE po 2004, odpowiednio licznych kontyngentów narodowych. Zatrudnienie obywateli Polski ogółem w PE wynosi 301 osób.
     Takie są fakty, wynikające ze statystyk. Wróćmy więc do moich własnych obserwacji. Uczestnicząc w jednej z konferencji odbywających się w Parlamencie Europejskim (PE), można było odnieść wrażenie, że Polacy są w Brukseli wszędzie. I wcale nie na podrzędnych stanowiskach. Spotkanie na temat europejskiej polityki zagranicznej, sąsiedztwa i rozszerzenia otworzył Jerzy Buzek, Przewodniczący Parlamentu Europejskiego. W pierwszym panelu wystąpił Jacek Saryusz-Wolski, jeden z najbardziej znanych posłów do PE zajmujących się unijną polityką zagraniczną, w drugim - Maciej Popowski – zastępca sekretarza generalnego służby dyplomatycznej UE, czyli osoba tuż przy Lady Ashton. Tak więc kolejni Polacy piastujący, jakby nie patrzeć, bardzo ważne stanowiska. Fakt, że akurat temat był z obszaru, specjalnie Polsce bliskiemu (bo zahaczający o politykę wschodnią), ale jednak i to nie zmienia rzeczywistości, na którą mogli zwrócić uwagę uczestnicy konferencji z  innych państw członkowskich – Polacy są obecni w instytucjach europejskich i to obecni na czołowych miejscach.
 Poza jednak samą obecnością wysokich rangą Polaków, ważne było to, co i jak zaprezentowali słuchaczom. Śledząc ich wypowiedzi jako Polka nie usłyszałam nic takiego, co by mnie zaintrygowało nowością. Jednak postawiwszy się w miejscu słuchaczy z Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii, zrozumiałam, że to, co dla nas wydaje się oczywiste w ustach danej osoby na tym stanowisku, dla obywateli innych krajów już tak oczywiste nie jest.
     I tak na przykład Jerzy Buzek w swoim wystąpieniu podkreślał znaczenie demokracji i konieczność jej wspierania. Opowiadał się na podwójnym działaniem wobec Białorusi – nakładaniem sankcji na reżim i wspieraniem społeczeństwa obywatelskiego, tłumacząc, dlaczego jest to takie ważne. Przewodniczący opowiedział się za wprowadzeniem ułatwień wizowych dla obywateli Białorusi i stypendiów dla studentów z tego kraju. Zwracał także uwagę na znaczenie wolnych mediów odwołując się do przykładu Radia Wolna Europa. Przypominał także, jakie znaczenie ma wsparcie udzielane działaczom opozycyjnym na przykładzie Polski sprzed 1989 roku. Podkreślał, że stabilność w regionach sąsiadujących z Unią Europejską jest dla UE bardzo ważna, ale równie istotna jest ich demokratyzacja.
     Dla nas, w  Polsce, są to stwierdzenia jak najbardziej naturalne i to raczej ich pominięcie w tak zdecydowanej formie byłoby komentowane. Jednak w Brukseli ten polski głos jest bardzo potrzebny. I jak pokazała reakcja słuchaczy, także dobrze przyjmowany, zwłaszcza jak pada z ust tak ważnych unijnych urzędników.
     Tym bardziej należy regularnie śledzić, ilu Polaków piastuje ważne stanowiska. Buzek wraz z pozostałymi 49 posłami do PE to jedno, Popowski i Lewandowski to drugie, ale oni nie będą wszędzie i nie zawsze będą mogli zwracać uwagę na istotne, z naszego punktu widzenia także dla całej UE, kwestie. Skończył się okres przejściowy, kiedy to w Komisji zatrudniano proporcjonalnie więcej osób z naszego regionu UE. A, jak widać, i tak mieliśmy problemy z wykorzystaniem przyznanych limitów. Teraz starać się trzeba będzie więc jeszcze bardziej, aby Polak zajął wysokie stanowisko. Oczywiście wynik zależy od kwalifikacji kandydata i przebiegu konkursu, ale wspieranie takich potencjalnych kandydatów jest równie ważne. Jak bowiem widać, warto, abyśmy byli obecni na ważnych stanowiskach.
 

Zapisz się do newslettera
Newsletter