Apetyt na Europę

Podziel się

W czym Warszawa dorównuje Waszyngtonowi


W… to miasto mężczyzn. Zwłaszcza jeśli chodzi o czołowe stanowiska w think tankach specjalizujących się w polityce zagranicznej. Ale nie tylko. Podobnie jest i w innych sferach zajmujących się stosunkami międzynarodowymi. Powyższe zdania są streszczeniem artykułu dotyczącego… „Polski! A miasto na W to Warszawa!”, chciałoby się krzyknąć. I miałoby się rację, choć akurat przywołane stwierdzenia pochodzą z tekstu o Stanach Zjednoczonych i Waszyngtonie. Ale u nas na rodzimym podwórku lepiej nie jest.

Spódnice pomiędzy krawatami
     Okrągły stół poświęcony polityce sąsiedztwa UE w jednej z czołowych polskich organizacji pozarządowych. Na sali ok 40 osób, w tym sześć pań. Zaproszonych było 92 osoby – na kierowniczych stanowiskach i najbardziej znane, specjalizujące się w tej tematyce z kręgów polityki, administracji państwowej, mediów i ekspertów - w tym 11 kobiet. Na dużej konferencji w Poznaniu poświęconej polskiej prezydencji w pierwotnej wersji programu na kilkunastu panelistów nie było żadnej pani. Ostatecznie było nas trzy. Ale po drugiej stronie podium siedziały głównie studentki. Te obrazki są typowe.

Mało nas
     Autor przywołanego na początku tekstu podał statystyki, ile kobiet piastuje czołowe stanowiska w think tankach, zajmujących się polityką zagraniczną, w Waszyngtonie. Z jego obliczeń wynika, że panie stanowią tylko 21% personelu merytorycznego (154 of 723) i jedynie 29% całej kadry zarządzającej w tych ośrodkach badawczych (250 of 874). Jakiś czas temu opisywałam na tych łamach podobny fenomen w Brukseli. W European Polic Centre, licząc Zarząd, i średnią kadrę zarządzającą jest 6 pań na 13 osób – a więc tu akurat nie jest źle. W CEPS wśród pracowników merytorycznych najwyższych rangą są już tylko 3 panie na 14 osób – ale te ośrodki zajmują się nie tylko stosunkami międzynarodowymi. W Parlamencie Europejskim jedna trzecia posłów to kobiety, w innych instytucjach unijnych na czołowych stanowiskach jest już trochę lepiej. Co ciekawe, stosunkowo dużo jest na kierowniczych stanowiskach w UE Polek

A jak jest w Warszawie?
     Ale wróćmy do tematu kobiet w obszarze polskiej polityki zagranicznej.

Spójrzmy na świat kilku think tanków polskiego miasta na W.
Proporcje: kobiety – cała kadra zarządzająca (z senior fellows):
1) 4 na 11
2) 1 na 5
3) 2 na 8
4) 2 na 6
5) 0 na 3 (eksperci nie mają przypisanych stanowisk, ale na kilkanaście osób i tak jest 1 kobieta)
ISP: 7 na 10 (w tym dwie panie kierownik Programów zajmujących się polityką zagraniczną)

     Co ciekawe, pań na stanowiskach analityków, koordynatorów (także merytorycznych), doktorantów – a więc wszelkiego rodzaju niższych rangą pozycjach – które widać publicznie rzadziej, ale pracują nierzadko więcej, a na pewno przynajmniej równie dobrze piszą i badają, jest zwykle więcej niż mężczyzn. Gdzie one więc się podziewają, jak patrzymy na kolejne szczeble drabiny? Akurat mnie odpowiadać ciężko, bo, jak widac, w ISP panie na kierowniczych stanowiskach, stanowią większośc. W Instytucie mamy raczej „problem” z niedoreprezentowaniem płci męskiej na wszystkich rodzajach stanowisk. Ubiegające się o pracę panie są zwykle po prostu lepsze. Tym bardziej rzuca się w oczy, gdy na kolejnej konferencji siedzę w otoczeniu samych panów. Niby z pewnych powodów powinnam się cieszyć ;-) Ale jednak wywołuje to smutne refleksje…. I nie pociesza fakt, że w Waszyngtonie nie jest lepiej.

W tym kontekście polecam także publikację ISP: Kandydatki w wyborach samorządowych w 2010


Zapisz się do newslettera
Newsletter